Optymalizując blog miałem niezły dylemat pod jakie hasło kluczowe go pozycjonować. Długo zastanawiałem się, którego słowa mam użyć, czy to ma być przewodnik czy pilot? Generalnie przekonanie ludzi o tym zawodzie, oraz zapytania jakie są wpisywane do Google jednak zadecydowały o tym odgórnie.
Większość z was gdy szuka zwiedzania czy wycieczek wpisuje hasło ‘Tajlandia polski przewodnik’, ‘Bangkok z polskim przewodnikiem’ i podobne wariacje. Aby do was dotrzeć nie miałem wyboru, musiałem użyć tego słowa.
Kim jest tak naprawdę przewodnik turystyczny?
To osoba oprowadzająca turystów po określonym, najczęściej lokalnym obszarze, który dobrze zna. Rozróżniamy przewodnika miejskiego, górskiego i terenowego. Najbardziej interesuje nas w tym wypadku miejski, który jest upoważniony do prowadzenia wycieczek np. na ternie określonych muzeów, zabytków w terenie zamkniętym, od których otrzymał licencje upoważniającą go do pracy.
Od 1 stycznia 2014 zawód zarówno przewodnika jak i pilota wycieczek został zderegulowany, oznacza to że zawód ten może wykonywać każda osoba w świetle polskiego prawa. Obowiązkowi posiadania licencji pozostał jedynie przewodnik górski.
Kim więc jest pilot wycieczek?
To też osoba oprowadzająca turystów ale do zadań pilota należą zgodnie z Ustawą z dnia 29 sierpnia 1997 r. o usługach turystycznych (strona 2).
– czuwanie, w imieniu organizatora turystyki, nad sposobem świadczenia usług na rzecz Klientów,
– przyjmowanie od nich zgłoszeń dotyczących związanych z tym uchybień,
– sprawowanie nad Klientami opieki w zakresie wynikającym z umowy,
– wskazywanie lokalnych atrakcji oraz przekazywanie podstawowych informacji dotyczących odwiedzanego kraju i miejsca.
Co to oznacza? Oznacza to, iż pilot nie ma obowiązków takich jak przewodnik, nie musi a nawet nie może oprowadzać turystów np. na terenie obiektów zamkniętych. Do głównych jego zadań należy opieka nad turystami i nadzorowanie wykonywania programu zgodnie z zamówieniem. Pilot tak naprawdę nie jest ‘encyklopedią wiedzy’ jaką może być przewodnik turystyczny.
Tutaj ściera się niewiedza turystów jeżdżących na wakacje z większymi biurami podróży, którzy wymagają od pilotów wiedzy wręcz encyklopedycznej, historycznej, oraz towarzyszenie we wszystkich punktach programu, pokazywanie palcem wszystkich zabytków i opowiadanie o nich godzinami, krótko mówiąc wykonywanie pewnej porcji pracy przy zwiedzaniu zabytków jaka należy do przewodnika miejskiego, podczas gdy do jego zadań według ustawy tak naprawdę należy przekazywanie podstawowych informacji.
Niewiedza turystów doprowadza czasem do absurdalnych skarg typu:
– „Pan Paweł nie potrafił wymienić rodzajów palm na farmie kokosowej”
– „Pani Monika nie znała gatunków drzew w Parku Narodowym Erawan”
– „Pan Wojtek nie potrafił wytłumaczyć ceremonii odbywającej się w świątyni”
Takie sytuacje i klienci są szybko gaszeni przez biuro, wystarczy odwołać się do ustawy o usługach turystycznych.
Pilot ma zdecydowanie więcej na głowie, musi zadbać o grupę, pilnować godzin i terminów, współpracować i rozliczać się z kierowcami oraz dostawcami usług, nadzorować trasę, sprawdzić rezerwacje w hotelach oraz restauracjach, rozwiązywać zgłaszane problemy turystów.
Największa odpowiedzialność to też pieniądze, które często otrzymuje pilot na bilety wstępów, wizy i inne atrakcje od turystów po przylocie na imprezę. Jeśli grupa liczy 40 osób i każdy wpłaca po 200 USD, nie trudno policzyć – 8000 USD w kieszeni pilota może być trochę stresujące.
Przewodnik turystyczny najczęściej pracuje na godziny w jednym określonym obiekcie, miejscu, zaś pilot na dni i tygodnie, porusza się z grupą nad którą sprawuje opiekę.
Ale czy w każdym kraju jest takie samo prawo? Oczywiście, że nie. W Polsce zostało zderegulowane, co spotkało się z dużym oburzeniem środowiska pilotów i przewodników, ale w innych krajach jest naprawdę różnie.
Pilot w roli przewodnika
Tak najczęściej jest, pracujemy krótko mówiąc jak przewodnicy, aby zadowolić klientów, aby zadowolić pracodawcę, aby zbudować autorytet, oraz pokazać jak najwięcej, podzielić się swoją wiedzą, wykonując pracę za wręcz za dwóch. Robimy to z przyjemnością, a za ciężką pracę najlepszym wynagrodzeniem są miłe sowa, czasem oklaski.
Szkoda tylko, że ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, iż tak naprawdę nie mamy takiego obowiązku a czasem wręcz prawa pracując zagranicą, gdzie przepisy są odmienne.
Prawo w Tajlandii
Tajowie chronią swój rynek pracy bardzo sztywno. 99% zawodów jest zakazana dla cudzoziemców, wszędzie tam gdzie pracę może wykonać lokalny, nie ma miejsca dla obcokrajowców, mogą oni znaleźć zatrudnienie jedynie jako nauczyciele oraz na wyższych pozycjach jako managerowie, inżynierowie i specjaliści – osób których brak w kraju.
W Tajlandii też nie do końca rozumieją pilota, naszej roli, którą wykonujemy podczas pracy. I tak na terenach świątyń, turystów mogą oprowadzać jedynie Tajowie z licencją przewodnika, to zrozumiałe ochraniają swój zawód oraz dbają o to, aby nikt nie opowiadał nieprawdziwych informacji. Dlatego też, najczęściej nie wchodzimy na teren Wielkiego Pałacu, gdyż tam pojawiają się problemy. Tajlandia niestety jest skorumpowanym krajem, policjanci lubią dorabiać w szczególności w wysokim sezonie i bez powodów zatrzymują pilotów wycieczek. Oferty dużych biur podróży informują o tym w swoich katalogach.
Aby wykonywać jakąkolwiek pracę w Tajlandii, nawet nieodpłatny wolontariat, należy posiadać pozwolenie na pracę. Powoduje to pewnie paradoks, gdyż otrzymanie work permit trwa zazwyczaj trochę czasu od tygodnia do miesiąca od momentu aplikacji, a pilot przylatuje z grupą na 2 tygodnie. Nie ma też wzmianki wydania work permit dla pilota wycieczek, oficjalnie możemy być rejestrowani jako tłumacze, co odznacza się tym iż w świątyniach podążamy za Tajem, który mówi pierwszy a my po nim.
W Tajlandii sprawa jest następująca:
1. Zawód przewodnika zarezerwowany jest wyłącznie dla obywateli tajlandzkich.
2. Obcokrajowiec nie może być przewodnikiem.
3. Na wycieczce może być tłumacz, który musi iść na końcu grupy, wyraźnie na polecenie przewodnika tłumaczy. Nie może on wskazywać palcami czegokolwiek, rozmawiać z klientami, udzielać wskazówek, prowadzić grupy i czegokolwiek co oznaczałoby przejęcie roli przewodnika, musi mieć Work Permit lokalnej firmy organizującej wycieczki. Jednak prawo nie przewiduje zawodu tłumacza wycieczek, powstaje paradoks, dodatkowo w Work Permit jest adres biura i tylko w tym miejscu można wykonywać swoje obowiązki w pracy. Idąc dalej tym tropem tak, każdy czy to tłumacz czy pilot wycieczek innego obywatelstwa niż tajlandzkie pracuje nielegalnie.
4. Prawo tajskie jest tutaj specyficzne i interpretacja pozwala na wiele, w połączeniu z korupcją daje dobre pole zarobkowania policji.
5. Więksi operatorzy wysyłają polskich pilotów na wycieczki z grupami. Poszukajcie w opisach tych biur co jest dokładnie napisanie, gdzie i dlaczego pilot nie wchodzi. Teoria ma się do praktyki nijako, piloci unikają miejsc zapalnych, cały czas współpracują z lokalnym tajskim przewodnikiem wymaganym prawnie, ale całą merytoryczną część czyli historię i wszelkie zagadnienia, które swoją drogą nie są wymagane przez polska ustawę o usługach turystycznych, odpowiedzi na pytania wykonują sami. Problemem jest to iż pilot przylatuje np. na dwa tygodnie i wraca. Sam Work Permit wyrabia się minimum 1 tydzień a trzeba mieć wizę biznesową, do której papierologia może trwać do miesiąca czasu.
Najwięksi polscy operatorzy nie pozwalają aby ich piloci wchodzili do miejsc zapalnych np. Wielki Pałac w Bangkoku, lub zachowywali się jak turyści w innych świątyniach, wręczając w zamian turystom ulotki w j. polskim z opisem atrakcji, grupa zwiedza dalej z lokalnym tajskim przewodnikiem a pilot uzupełnia wszystko wcześniej albo później w autokarze czy hotelu przed wyjazdem.
Ważna rada dla turystów podróżujących z takimi większymi zorganizowanymi grupami – jeśli wsiądzie do autokaru policjant turystyczny i zapyta gdzie jest przewodnik, zawsze wskazujcie na Taja. Jeśli pokażecie na polskiego pilota, może być on aresztowany.
6. Policja turystyczna potrafi robić problemy nawet tym zorganizowanym grupom z lokalnym biurem, tajskim przewodnikiem z licencją, tzw. job orderem, generalnie wszystkimi papierami od a do z poprawnie wystawionymi, w znanym nam celu, wystarczy że zobaczą pilota mogą go zatrzymać a później magicznie zwolnić.
7. Ostatnio pojawił się problem nawet tłumaczenia, do Wielkiego Pałacu w Bangkoku czy innych świątyń można uzyskać pozwolenie tłumacza zgłaszając to wcześniej – lecz dla niektórych jest to niewygodne celem uzyskania monopolu. Stanowisko TAT – Ministerstwa Turystyki jest proste, po cichu zezwalają i rozumieją pracę pilotów, jest to ok do czasu gdy nie przyjedzie Taj i nie zgłosi że jest zabierana mu praca, wtedy uruchamiana jest cała procedura mająca na celu ochronę stanowisk pracy swoich obywateli.
Powoduje to pewien absurdalny problem. Skoro żaden obcokrajowiec nie może pracować legalnie to co zrobić z dużymi tour operatorami. Polacy to tylko mała kropelka w morzu, rocznie przylatują miliony turystów pakietowych z Rosji, Japonii, Chin, Korei a brakuje tajskich przewodników mówiących w tych językach. W związku z tym czy maja zakazać im operować w Tajlandii jednocześnie odcinając spory przypływ kapitału, oraz de facto zamykając miejsca pracy np. w biurach gdzie Tajowie czuwają nad organizacja całej imprezy turystycznej od rezerwacji hoteli, transferów czy też posiłków? Wiadomo że nie, dopilnowują aby wszystko było zgodnie z przepisami, pozostaje jedynie problem prawny pilotów wycieczek który nie został i raczej nie zostanie rozwiązany dający możliwość dorobienia policji turystycznej. I tak np. Rosjanie płacą z góry za pare miesięcy policji, możemy zatem zobaczyć ich pilotów chodzących wszędzie w firmowych strojach niczym nie przejmując się. Prawdziwą plagą są Chińczycy, ich przybywa 10 milionów rocznie, tu głównie rodzi się problem nielegalnych chińskich przewodników, których tępią systematycznie.
Polskie firmy raczej nic nie płacą z założenia i dobrze, bo jeśli raz dasz to już tak będzie do końca, a z roku na rok będą chcieli więcej.
8.Aresztowania. Dochodzi do aresztowań w paru przypadkach:
– Samozwańczy przewodnik, przylatuje z grupą sam nie zna prawa i bezczelnie wchodzi wszędzie po miejscach turystycznych i pokazuje palcami. Długo nie potrzeba zostanie zwinięty szybko przez policję.
– Jakikolwiek donos najczęściej podparty łapówką, gdyż policji nie chcę się nic robić za darmo.
– Polski pilot wchodzi w konflikt z Tajem. Długo nie trzeba aby został aresztowany, zdenerwowany Taj może zadzwonić po policję i wskazać, że z grupą pracuje nielegalnie obcokrajowiec. Słyszałem pare historii jak to Polak a to wymądrzał się, a to wiedział lepiej, nie chciał współpracować lub spowodował że Taj stracił twarz w obliczu grupy.
Gdy wylatujesz na zorganizowaną wycieczkę z biurem podróży proszę miej świadomość, jaka jest różnica między tymi bliskimi, ale odmiennymi zawodami.